Każdy człowiek pragnie żyć godnie

Danuta Mytko
Gazeta Niedzielna, 4 lutego 2001 r. Londyn

2017-11-05 21:25:05

Federacja Wspólnot "Betel" powstała w 1990 r. w Częstochowie. Zaczęło się od tego, że grupa studentów zainteresowała się bliżej losem osób niepełnosprawnych. Zaprzyjaźnili się z nimi, spotykali się. Widząc ich potrzeby, w dwa lata później założyli wspólnotę "Betel". Wkrótce powstał pomysł, by założyć dla nich dom. Na początku mieszkały w nim tylko dwie osoby - jednej umarła matka, a druga miała bardzo ciężkie warunki bytowe. Jak mówi Andrzej Kalinowski, założyciel wspólnoty, nikt nie przypuszczał, że dzieło to tak się rozrośnie. Raz postawiony krok, kazał iść dalej. Obecnie wspólnota skupia wiele grup. Są więc grupy wspólnoty spotkania, wspólnoty życia i wspólnoty wspomagające, które gromadzą wokół siebie osoby niepełnosprawne z całej Polski, choć działają przede wszystkim w Częstochowie i okolicach.

Zgłaszają się do nich ośrodki społeczne z całej Polski, gdyż w kraju istnieje luka prawna i nie ma domów pomocy społecznej dla osób niepełnosprawnych w momencie osiągnięcia przez nie pełnoletności. Grupa oddanych opiekunów ze wspólnoty życia "Betel" stara się sprostać wszelkim potrzebom, choć nie jest to łatwe, gdyż na razie mają tylko sześć domów - trzy w Częstochowie, pozostałe w Myszkowie, w Działoszynie i we Władysławowie koło Częstochowy. Nie są to instytucje czy zakłady pracy. Starają się, by domy funkcjonowały na zasadach rodziny zastępczej. Osoby niepełnosprawne mieszkają w nich na stałe. Są to osoby, które nie mają rodziców czy rodziny. Do domów "Betel" przyjmowane są osoby niepełnosprawne w wieku od 18 do 30 roku życia.
W każdym domu życie toczy się w innym trybie. W tym, który odwiedziłam będąc w Częstochowie, terapią rozwojową podopiecznych są normalne zajęcia domowe: praca w kuchni, pomoc w przygotowaniu posiłków, sprzątanie domu.
W innym domu wszyscy podopieczni codziennie chodzą na warsztaty terapii zajęciowej, organizowane przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Są tam przeprowadzane różnego rodzaje zajęcia, zależnie od potrzeb, czy zainteresowań. Jedna osoba ze wspólnoty jest w pracowni stolarskiej, druga w malarskiej.
W trzecim domu jeden z podopiecznych chodzi do Spółdzielni Inwalidzkiej. Jest pudełkarzem. Inni pomagają w biurze "Betel". Są też tacy, którzy są kurierami. Chodzą na pocztę, opłacają rachunki.
W domach we Władysławowie i Działoszynie, które są większymi domami, część podopiecznych jest w stanie ciężkim i cały czas leży w łóżku. Trzeba ich karmić, myć czy pomagać w załatwianiu potrzeb fizjologicznych. Tam wychowankowie z lekkim upośledzeniem zajmują się tymi, którzy są w ciężkim stanie. Oczywiście wszystko odbywa się pod okiem opiekunów, których liczba zależy od stanu osób niepełnosprawnych i potrzeb danego domu. W domu, który odwiedziłam było ich trzech.
Osoby niepełnosprawne zamieszkałe w domach wspólnoty przyszły na świat z różnego rodzaju upośledzeniami - fizycznymi lub psychicznymi. Rodzice ich nie chcieli. Odrzucili swoje dzieci od razu po ich narodzinach. Znaleźli się więc w domach dziecka, domach pomocy społecznej, czy ośrodkach szkolno-wychowawczych, gdzie wychowywali się do 18 roku życia. Były to zakłady zamknięte, nie przystosowujące ich zupełnie do samodzielnego życia.
Gdy trafili do wspólnoty "Betel", z początku nie potrafili zachować się w środowisku, nie potrafili nic zrobić w domu. Ukrojenie kromki chleba, obranie ziemniaków, czy pozamiatanie podłogi było problemem. Jak opowiada Andrzej, od kilku dni przebywa z nimi Marysia, która mówi, że nigdy nie zamiatała podłogi. W zakładzie, w którym była, robiły to sprzątaczki. I tak jest z innymi. Są zupełnie nieprzygotowani do życia w normalnym środowisku. Jednak po pewnym czasie, otaczani wielką miłością i wyrozumiałością opiekunów, zdobywają podstawowe umiejętności. Z czasem, ci z lekkim upośledzeniem umysłowym, nawet samodzielnie poruszają się po mieście. Nawiązują kontakty z osobami spoza wspólnoty. Mają swoich znajomych, przyjaciół.
Dla Andrzeja i innych opiekunów jest bardzo ważne, by wychowankowie mogli w miarę samodzielnie funkcjonować. Stosują różne metody wychowawcze, by ich podopieczni sami dawali sobie radę, naturalnie na miarę swoich możliwości. Jak mówi Andrzej, robiąc wszystko za podopiecznych, robi się im wielką krzywdę. Każdy człowiek rozwija się poprzez pracę i poprzez działanie. Tak jest też z osobami niepełnosprawnymi. One same chcą być użyteczne i pomocne. Wtedy lepiej się czują.
Ważne jest też, że domy, w których żyją, nie są wyizolowane. Znajdują się one w normalnym środowisku. Są otwarte. To jest też niezwykle ważne dla samych osób niepełnosprawnych.
Jak mówił Andrzej, jest kilka źródeł finansowania domów. Pierwsze źródło to świadczenia podopiecznych, czyli ich renty i wszelkiego typu zasiłki. Są to dochody stałe. Drugi człon finansów to pieniądze zarobione przez podopiecznych, np. z domu rekolekcyjnego, który wspólnota posiada w Krynicy Górskiej. Dom wynajmują przez cały rok; zimą ludzie wyjeżdżają na narty, latem na wypoczynek, by podziwiać piękne widoki. Trzecim członem są sponsorzy. Od nich otrzymują np. codziennie chleb, czy produkty żywnościowe, których termin ważności dobiega końca. Jest to bardzo pomocne. Czwarte źródło finansowania domów to podpisywane porozumienia z różnymi instytucjami rządowymi i samorządowymi - to wygląda jednak bardzo różnie i nie można liczyć na regularne dotacje.
Andrzej związany jest ze wspólnotą od samego początku, jest jej motorem działania. Zakładał domy, przyjmował wszystkich podopiecznych. Ma kilku współpracowników. Od opiekunów nie jest wymagane wykształcenie specjalistyczne. Pożądane jest przede wszystkim dobre serce i chęć niesienia pomocy osobom potrzebującym. Andrzej jest teologiem, Kasia jest matematykiem, Aneta jest po wyższej szkole wychowania fizycznego, Dorota kończy pedagogikę. Są to ludzie, którzy poświęcają swoje życie, by ulżyć ciężkiej doli osób niepełnosprawnych. Potrzeba tu wielkiego wyrzeczenia i samozaparcia. Jak mówi Andrzej, opiekunów jest ciągle za mało i cały czas szukają nowych osób, chętnych do współpracy. Nie jest to proste. Co prawda chętnych do pracy zawsze jest sporo, ale gdy poznają lepiej na czym polega praca z osobami niepełnosprawnymi, szybko odchodzą. Nie zdają sobie sprawy, że praca ta jest niezwykle trudna i wymaga wielkiego oddania oraz poświęcenia. Niejednokrotnie jest to praca, której efektów w ogóle nie widać.
Mimo wszystko starają się wchodzić w nowe środowiska, nowe miejscowości, zwłaszcza te małe. Jak mówi Andrzej jest to wyważanie drzwi, gdyż w Polsce temat osób niepełnosprawnych jest jeszcze tematem tabu, a ułomnych chowa się wstydliwie po domach. Kiedy w 1991 r. zaczęli wychodzić ze swoimi wychowankami na ulicę, niektórzy ze zdziwieniem pytali się ich, dlaczego wyprowadzają z domu osoby niepełnosprawne i chodzą z nimi po mieście? Dzisiaj już nikt im takich pytań nie zadaje i już nikt na nich nie zwraca uwagi. Jest to ich wielką zasługą, że pomału zmieniają nastawienie społeczeństwa do problemu osób niepełnosprawnych.
Ich zasługą jest też zakładanie wspólnot spotkania i wspólnot wspomagających. Te wspólnoty gromadzą osoby niepełnosprawne, które mieszkają we własnym środowisku z rodziną. Ci ludzie spotykają się raz czy dwa razy w miesiącu na wspólnej Mszy św. i wspólnym spotkaniu. Organizują dla nich opłatek, Mikołaja, jajeczko, wyjazdy, turnusy rehabilitacyjne, czy zabawy taneczne. W ramach wspólnot spotkania mają też wspólnotę młodych duchem, która skupia osoby starsze wiekiem. Ostatnio wspólnota ta bardzo rozrosła się i planowany jest podział jej na trzy grupy. Takie wspólnoty istnieją w Częstochowie, w Wieluniu, w Myszkowie, w Radomsku i Działoszynie.
Jak mówi Andrzej, każda rodzina mająca osobę niepełnosprawną potrzebuje wsparcia. Wymaga to wielu dyskusji o konkretnych problemach i szukania rozwiązań. Opiekunowie z "Betel" zachęcają rodziców, by sami szukali rozwiązań trudnych niekiedy problemów, zarówno w organizacjach rządowych, jak i kościelnych. Jak wspomina ks. Mariusz - jeden z opiekunów duchowych wspólnoty - kilka lat temu pierwszy raz pewna grupa dzieci niepełnosprawnych przystąpiła do I Komunii św. i Bierzmowania. Rodzice patrząc na te przygotowania byli nieufni, trudno było im zaakceptować to, że ich dzieci przyjmą sakramenty. Niektórzy idą do I Komunii św. czy Bierzmowania dopiero w wieku 40-50 lat. Jest to wspaniałe, że otwierają się takie możliwości.
Wspólnota ma dwóch opiekunów duchowych - ks. Mariusza i ks. Jacka. Obaj są niezwykle oddani wspólnocie i służą wszystkim osobom niepełnosprawnym nie tylko posługą kapłańską, ale widać, że są bardzo zaangażowani we wszystkie prace.
Często reakcje podopiecznych są trudno przewidywalne. Cały czas trzeba ich uspołeczniać. Jak wspomina ks. Mariusz, najtrudniej pracuje się z tymi, którzy przychodzą prosto z innych domów. Nie są oni zupełnie przystosowani do życia w społeczeństwie i środowisku. Trzeba ich uczyć absolutnie wszystkiego. I tu najważniejszą terapią jest obcowanie z ludźmi - przez tego typu kontakt rozwijają się najlepiej i to jest dla nich najlepszą terapią. Przy głębokim upośledzeniu terapia mogłaby być skuteczniejsza i wydać lepsze owoce, gdyby zaczęto pracę z upośledzonymi od dziecka.
Wspólnota "Betel" od kilku lat rozwija wspaniałe dzieło, którego owoce widać patrząc na uśmiechniętych i zadowolonych z życia podopiecznych. Choć, gdy pytam Andrzeja o sukcesy i efekty pracy, ten w swej skromności nie widzi żadnych. Po namyśle jednak mówi: "Gdyby nie nasze domy, wszystkie te osoby znalazłyby się w domach pomocy społecznej, w dużych molochach i na pewno ich życie byłoby o wiele gorsze i smutniejsze". Andrzej wraz z garstką oddanych opiekunów i księży uratował ok. 50 istnień ludzkich, bo tyle osób niepełnosprawnych mieszka w tej chwili w domach wspólnoty. Pomógł też wielu osobom upośledzonym, które mieszkają z rodzinami, odnaleźć swoje miejsce w społeczeństwie i prowadzić godne życie.

Dlaczego Betel?

Kiedy Jakub wyszedłszy z Beer-Szeby wędrował do Charanu, trafił na jakieś miejsce i tam się zatrzymał na nocleg... Wziął... z tego miejsca kamień i podłożył go sobie pod głowę... We śnie ujrzał drabinę opartą na ziemi, sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili w dół. A oto Pan stał na jej szczycie i mówił:Ja jestem Pan, Bóg Abrahama i Bóg Izaaka. Ziemię, na której leżysz, oddaję tobie i twemu potomstwu. A potomstwo twe będzie tak liczne jak proch ziemi, ty zaś rozprzestrzenisz się na zachód i na wschód, na północ i na południe; wszystkie plemiona ziemi otrzymają błogosławieństwo przez ciebie i przez twych potomków. Ja jestem z tobą i będę cię strzegł, gdziekolwiek się udasz; a potem sprowadzę cię do tego kraju. Bo nie opuszczę cię, dopóki nie spełnię tego, co ci obiecuję>. A gdy Jakub zbudził się ze snu, pomyślał;Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem. I zdjęty trwogą rzekł: ...Prawdziwie jest to dom Boga i brama do nieba! Wstawszy wiec rano, wziął ów kamień, który podłożył sobie pod głowę, postawił go jako stelę ...I dał temu miejscu nazwę Betel [Dom Boży] (Rdz 28, 10-28).

Zaprzyjaźnione strony