... Przyjacielem się jest

Adam Strączkiewicz
Niedziela, Nr 22/1992 r.

2018-01-29 23:59:43

Rozjaśniona promieniami słońca leśna polana pobrzmiewa odgłosem piosenek przy wtórze gitary, przeplatających się ze świergotem ptaków.
- Su...per! - wykrzyknął Marek, chłonąc świeże powietrze. Z uśmiechniętą twarzą poruszył się na wózku zaraz po skończeniu głośnego sto lat na cześć solenizantów - Marków. Jeszcze tylko dziesiątek różańca i kawalkada wózków z opiekunami ruszyła lasem, wzdłuż ostro odbijających się na tle błękitu nieba olsztyńskich skałek. Za nimi ruszył prawdziwy wóz z koniem, wioząc tych, którzy nie mogli iść o własnych siłach. Wszystkich łączyło jedno: ogromna radość.
- A teraz Pan Jezus zaprasza do siebie - ktoś zachęcił, wychodząc z domu rekolekcyjnego. Trochę mocowania się z wózkami po schodach i za chwilę miejsca przed tabernakulum kaplicy w Olsztynie były wypełnione.
- Panie, to tylko dwa dni, lecz spraw, abyśmy przeżyli je umacniając jedność naszej wspólnoty i zrozumieli sens naszego życia i cierpienia - zdały się unosić niesłyszalne modlitwy.
- "Taniec z wózkami" - tego jeszcze nie było - stwierdziła Hania. Wpatrzeni w strzelające iskrami ognisko, wszyscy klaskali w dłonie, śpiewając: Chcę przestąpić Jego próg z dziękczynieniem w sercu swym...

W środku wirowały wózki z niepełnosprawnymi, prowadzone przez kleryków. Raz po raz padają radosne komentarze i śmiechy, każdy czuje się rozumiany i akceptowany. Ale Janusz?... Coś z nim nie tak... Już po wszystkim, otoczony bliskimi, czuje się lepiej - to tylko słaby atak epilepsji. Jeszcze kilka piosenek i zebrani wokół dogasającego ogniska słyszą głos prowadzącego modlitwę Andrzeja. W ciszy dziękują za radość i pogodę nie tylko ducha, przepraszają... każdy o coś prosi.

Następny dzień przywitał wszystkich trochę przybladłym słońcem, za to nastroje nie zdawały się blednąć. Począwszy od śniadania, Tomek, karmiony przez Andrzeja, rozweselał wspólnotę dowcipkowaniem, Terenia ujmowała wszystkich uśmiechem. Przy stołach zręcznie pomagały siostry nazaretanki i studentki z Częstochowy.

"Każdy z nas musi doświadczyć Miłosierdzia Bożego i pojąć je, a jeśli tego nie uczynił, nie może mówić, że zrozumiał chrześcijaństwo, że pojął Boga. (...) Słowa o miłosiernej Miłości Boga kieruję zwłaszcza do Was, kochani chorzy, którzy macie rzeczywisty udział w tajemnicy krzyża Jezusa (...)" - wszyscy podczas Mszy św. słuchali homilii ks. Mariana, dyrektora domu rekolekcyjnego.

Aby wspólnie podyskutować, nikogo nie trzeba było specjalnie namawiać. Wystarczyło ustawić kilkanaście wózków wokół ocenionego miejsca, parę krzeseł, "zielona trawka" też nie zaszkodziła i na rozgrzewkę - piosenka. Prowokacyjne pytanie:

- Jak to jest, że jedni mają wielu przyjaciół, a inni wcale? - padło ze strony Bogdana.
- No, to zależy od otwartości człowieka - padła odpowiedź.
- Tak, z tą otwartością to różnie bywa, ludzie zazwyczaj patrzą na nas na wózkach jak na "dziwolągów", z politowaniem, czasami w ogóle próbują nie zauważyć, nie wiedzą, jak się zachować - podzieliła się swymi odczuciami mama Pauliny. - Wówczas też nie wiem, co robić - dokończyła.
Chwila ciszy.
- a też niekiedy nie mogę sobie poradzić sama z wózkiem i czasami nie ma kto pomóc, ale to nic! Zawsze lepiej mi wychodziło pocieszanie innych - rzuciła Hanka.
- To prawda, że wiele jest ludzi samotnych, niesamodzielnych, cierpiących w ukryciu, obok których przechodzi się obojętnie, a przecież wystarczyłby niekiedy sam uśmiech - wtrąciła Nina.
- A tak w ogóle, to jest takie chińskie przysłowie: "Przyjaciela się nie ma. Przyjacielem się jest..." - powiedział bez komentarza Bogdan.

Otwarty dialog trochę się przeciągnął do czasu, gdy uruchomiony ręką siostry dzwonek zaprosił całe grono na obiad.

W czasie nabożeństwa, prowadzonego przez kleryków z Częstochowy, każdy z przejęciem dotykał rękoma zapalonej świecy, jako symbolu - posłania - otwartości na drugiego człowieka, tak, aby nieść mu światło, pokój i radość.

Z Olsztyna udaliśmy się do Częstochowy do Teatru Dramatycznego im. A. Mickiewicza. Już prawie zaczynało się przedstawienie, kiedy furgonetka specjalnie przystosowana do przewozu wózków (dar Ojca Świętego dla młodzieży niepełnosprawnej w Polsce) przywiozła ostatnich przedstawicieli "widowni na kółkach", ku lekkiemu zdziwieniu zebranych. To już po raz kolejny, dzięki uprzejmości i dobrej woli Dyrekcji Teatru, chorzy na wózkach mogli doświadczyć wrażeń estetycznych. Te ostatnie były ogromne. Niektórzy pierwszy raz w życiu byli w prawdziwym teatrze.

Teraz samochody z całą grupą wyruszyły w stronę Jasnej Góry. Dochodzi godzina 21 - wszyscy są tuż przy wizerunku Czarnej Madonny. Pragną oddać się w Jej Matczyną opiekę, ofiarować tych, którzy są niesamodzielni, i tu, w Częstochowie, i w całej Polsce, prosić za tymi, którzy samotnie cierpią, są niezauważani, za wszystkich potrzebujących pomocy i ich przyjaciół, i za tych, którzy na widok sparaliżowanego na wózku "tracą głowy" i nie potrafią się uśmiechnąć - za wszystkich...

- Panie, to tylko dwa krótkie dni... spraw, aby było ich jak najwięcej i aby powtarzały się w całej Polsce, przynosząc tyle radości i pokoju... - zdały się unosić niesłyszalne modlitwy.

Zaprzyjaźnione strony