"Niebo rośnie na miarę naszej dzisiejszej miłości"

Ks. Jacek Marciniec
XII Światowy Dzień Chorego i kwesta na domy "Betel" 11 lutego 2004 roku

2018-01-13 21:56:02

Po trzęsieniu ziemi w Iranie, które pogrzebało pod gruzami tysiące osób, popłynęły łzy i trudne pytania o sens niezawinionego cierpienia. Czy Bóg ma serce? Jeśli jest nieskończenie miłosierny i jednocześnie wszechmocny, to dlaczego na świecie istnieje jakiekolwiek zło, ból? Czyż cierpienie nie jest przeszkodą dla szczęścia i powodem odejścia od Boga?

Kolejny Światowy Dzień Chorego staje się okazją, by wspólnie szukać światła, zwłaszcza jeśli "w mroku i cieniu śmierci mieszkamy", jeśli osobiście uczestniczymy w dramacie Hioba. Dręczące pytanie "Dlaczego?" , które towarzyszy cierpieniu jak cień, bardziej jest wołaniem o obecność, o bliskość drugiej osoby, aniżeli żądaniem wyjaśnienia tego, co się wydarzyło. Symboliczne imię Hioba ma podwójne znaczenie: wskazuje na kogoś prześladowanego, doświadczanego (Ijjob), a z drugiej strony kryje w sobie pytanie: "Gdzie jest Ojciec?" (Ajja abu).

Najważniejszą i zaskakującą Odpowiedzią Boga jest Jezus Chrystus, który "obarczył się naszym cierpieniem i dźwigał nasze boleści" (Iz 53,4). Ostatnia modlitwa Ukrzyżowanego: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?" potwierdza Jego pełne człowieczeństwo, Jego prawdziwe braterstwo z każdym Pokrzywdzonym, Opuszczonym, Ubogim, Chorym i Zranionym. Bóg nie zostawił nas sierotami. "Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata" (Mt 28,20). "Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie" (Iz 49,15). Zostaliśmy przygarnięci przez Boga, by na wieki być Jego dziećmi; dziećmi adoptowanymi, co nie znaczy gorszymi. Mały chłopiec nieomal z dumą tłumaczył komuś, że został adoptowany: "Ja nie pochodzę z brzucha mojej Mamusi. Ja pochodzę z jej serca! Ona mnie chciała, ona mnie wybrała!".

W dzisiejszej Ewangelii Jezus powołuje pierwszych uczniów. Powołuje, czyli wybiera, a to oznacza, że ich potrzebuje. Podobnie jak Izajasz, Szymon Piotr nie czuje się godnym pełnienia powierzonej misji, wyznaje własną grzeszność i bezradność. Bóg nie cofa się jednak przed słabością człowieka. To przedziwne, ale Wszechmogący potrzebuje ubogich, a ściślej - tych, którzy uznają, że są ubodzy, którzy mają świadomość własnych ograniczeń i braków. Nie przygarnia ich z litości, ale zaprasza do współpracy, szczerze pyta: "Czy chcesz Mi pomóc?". Za tym wezwaniem idzie Miłosierdzie, oczyszczające człowieka i Łaska, uzdalniająca do odpowiedzi: "Oto ja, poślij mnie!".

Katolicki ruch dobroczynny "Betel" od kilkunastu lat stara się głośno mówić o godności i powołaniu osób niepełnosprawnych. Sens tej misji wyrażają słowa św. Pawła Apostoła: "Nikt z nas nie żyje dla siebie" (Rz 14,7). Nie tylko inspirują one do bezinteresownego zaangażowania, lecz również podkreślają wartość każdego ludzkiego życia, nawet najbardziej słabego i upośledzonego: skoro jestem, jestem potrzebny. Współczesne postępy w dziedzinie genetyki dają możliwość klonowania i sterowania jakością ludzkiego życia. Czy jednak, jak podpowiada szatan w księdze Hioba, człowiek odda wszystko za swoje zdrowie? (Hi 2,4). Czy społeczeństwo wolne od chorób i ułomności, złożone z idealnych jednostek o umyśle Einsteina i urodzie gwiazd filmowych, nie przypominałoby raczej plastikowej armii klocków lego? Czy moment, w którym rozpoczynająca życie istota ludzka stanie się udanym produktem, a nie tajemniczym Darem, na pewno będzie sukcesem?

Obecność "Betel" w kręgu osób potrzebujących pomocy nie ma charakteru jednostronnej jałmużny czy łaskawej filantropii. Rodzinne domy dla niesamodzielnych sierot społecznych, wspólnoty spotkania, gromadzące ludzi mniej sprawnych lub starszych wiekiem, cykliczne audycje radiowe, liczne inicjatywy integracyjne to świadectwo wzajemnego obdarowania. Człowiek bowiem przypomina anioła o jednym tylko skrzydle. Aby wzbić się wzwyż, potrzebujemy siebie nawzajem, musimy paść sobie w ramiona. Jak mawiał ks. J. Tischner: "Niebo rośnie na miarę naszej dzisiejszej miłości".

Żadna organizacja czy instytucja nie zastąpi domu rodzinnego. Nie zawsze jednak w sercach matek i ojców dojrzała miłość wygrywa z egoizmem i wygodą. Dlatego wciąż istnieje wiele osób niechcianych i odrzuconych z powodu ich niepełnosprawności, spragnionych serdecznego uścisku przyjaciół. Michał z zespołem Downa, zapytany o to, co jest dla niego najważniejsze w relacji do innych osób, odpowiedział: "Kiedy widzę ludzi, których lubię, otwieram dla nich moje ramiona". Po chwili dodał ściszonym głosem: "Czasem otwieram moje ramiona dla nieznajomych". I wreszcie: "W sumie to każdego bym chętnie uścisnął!".

Rozwój "Betel" dokonuje się przede wszystkim dzięki odważnym ludziom, którzy zdecydowali się dzielić swą codzienność z niesamodzielnymi braćmi. Jakie to ważne, by nie czuli się osamotnieni na tej drodze, by mogli liczyć na życzliwe zaufanie i konkretne wsparcie! Powróćmy raz jeszcze do Ewangelii: "(...) zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na wspólników w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały". Solidarność przynosi lepsze owoce niż rywalizacja, ale domaga się rzetelnego wysiłku. "Jeden drugiego brzemiona noście" (Ga 6,2) - zachęca św. Paweł. W czynieniu dobra nikt nie może nas wyręczyć.

Zaprzyjaźnione strony