Wspomnienia... wspomnienia...

Leokadia Pospieszyńska
maj 1997 r.

2018-01-29 23:59:44

Zbliża się okres, kiedy każdy więcej myśli o wyruszeniu w drogę, w świat! Od kilku też lat przyglądam się powstawaniu i przeobrażaniu Wspólnot "Betel". Uczestniczę w różnych Spotkaniach, mniej czy więcej gościnnych miejscach. Jeżdżę na wycieczki, obozy...
Zaraz po świętach Bożego Narodzenia 1996 roku z "Betel" pojechaliśmy pociągiem /zajęliśmy cały wagon/ - do Zakopanego. Miejsce docelowe - Chłabówka. Dobrnęliśmy tam na raty, zdobytymi odpłatnie autami tuż przed północą. Kocham góry! Bywałam tam częściej, ale zawsze w okresie letnim, z lęku - nigdy zimą! Wszędzie ozdobne czapy na drzewach, dachach i górach. Nie mogłam nasycić oczu cudem przyrody - DAREM Boga dla człowieka,
Jeździliśmy na wycieczki do Morskiego Oka, na Gubałówkę, do Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach, które zostało wykonanego przepięknie z drzewa przez górali. Jest to wotum dziękczynne za uratowanie życia Ojca świętego Jana Pawła II z tragicznego zamachu 13 maja 1981 r.
Zakończenie roku przeżyliśmy uczestnictwem we Mszy św. na Jaszczurówce u sióstr Urszulanek SJK. Nasi opiekunowie z Betel, 3 klerycy: Kuba, Jacek Gancarek i Jacek Marciniec, 3 siostry Obliczanki i studenci, mocno trudzili się aby przeprowadzać niesprawnych po oblodzonych drogach i przeciągnąć wózki inwalidzkie do ustalonego wcześniej celu.
"Sylwestra" świętowaliśmy przy domowym stole z ustrojonymi sufitami, z obficie zastawionym stołem. Były też śpiewy i tańce. O północy wywołano nas przed dom. Nowa radość! Nowy rok, nowe atrakcje! Opiekunowie z Betel Aneta, Kasia, Andrzej ofiarowali piękne, urzekające widoki - różnokolorowe ognie sztuczne. Na ziemi i na niebie było jasno. Głośno śpiewaliśmy różne piosenki i kolędy. Kiedy Tomek Kaczmarek wylądował w zaspie śniegu, inni obrzucali się śniegiem. Wyglądało to trochę na zimową zabawę na świeżym powietrzu. A mróz był solidny. Z tego to powodu nie dojechaliśmy do Kuźnic pod Kasprowy Wierch, bo samochodzik nasz... zamarzł!!!
Ze wspólnotą "Betel" byłam też na Mazurach, w Giżycku. Długa to była droga autobusem i to z przygodami... trochę błądziliśmy. Na miejscu okazało się, że przyjechało nas więcej, niż zaplanowano miejsc. Długo Andrzej z "Ekipą" rozplanowywał miejsca. Kilka osób na zmianę zamieszkało w mikrobusie. Z naszego domku bardzo blisko było nad jezioro. Największą atrakcją - kajaki. Byli wprawni sternicy i tacy, co trzymali w rękach wiosła po raz pierwszy /należałam do nich/. Wózkowicze, częściowo bezwładni przenoszeni do kajaków też radowali oczy i serca pięknem jezior. Przewodzili: Sławek, Tomek i Robert.
Na Mszę św. jedni chodzili pieszo, inni na wózkach do Kościoła Św. Ducha w Giżycku.
Byliśmy też na Festiwalu, w kościele, Ewangelicko - Augsburskim - to prawdziwy pokarm dla ducha.
Raz odprawialiśmy drogę krzyżową w drodze. Była naprawdę krzyżowa...! Na wózkach, na kulach, opiekunowie, wspinaliśmy się w wąwozie po kamienistej drodze, otoczonej lasem. Mieliśmy udział w biczowaniu, cierniem koronowaniu, krzyżu. Broniliśmy się przed kąsającymi komarami! Takich ilości nie widziałam nigdy w życiu. Wbijały się w nas wszędzie, nawet przez odzież. Czyż to nie było pełniejsze uczestniczenie w drodze krzyżowej? Byliśmy spuchnięci, krew też płynęła... A jednak doszliśmy na wzgórze, do ostatniej stacji - rozmodleni...!
Jednodniowa wycieczka autobusem w Góry Świętokrzyskie też miała swój urok. Po drodze zwiedziliśmy Muzeum Sienkiewicza, dworek Mikołaja Reja. W Jędrzejowie - klasztor oo. Cystersów, Ks. Wincentego Kadłubka i bogate Muzeum Zegarów.
Miejsce docelowe: Święty Krzyż na ziemi kieleckiej. Ksiądz Przewodnik oprowadzał nas po historycznych zakątkach. Modliliśmy się za Ojczyznę naszą w bogato zdobionej świątyni. Zakończeniem tej wycieczki było wspólne zdjęcie całej naszej ponad 45 osobowej Wspólnoty.
Ostatnią moją wyprawą był we wrześniu 1996 r. obóz wypoczynkowo - rehabilitacyjny nad morzem w Domu "Uśmiech Dziecka" w Chłopach. Codzienne spacery - jak kto chciał, wspólne czy indywidualne - nad morzem, rehabilitacja: gimnastyka, masaże, lampa Bionic - przywracały siły, zdrowie. Udostępnionym autokarem jeździliśmy na wycieczki do Mielna, Kołobrzegu i Koszalina. W miejscu zamieszkania, codziennie uczestniczyliśmy we Mszy św. W tym samym pokoju przy kominku wieczorami spotykaliśmy się przy pieczeniu kiełbasek na patyku, śpiewie pieśni i piosenek religijnych, patriotycznych i różnych z dawnych lat. Wędzili się także uczestnicy od czadu palącego się drzewa. Dyskoteki z mieniącymi się światłami były chętnie odwiedzane przez młodzież niesprawną i sprawną. Ani wózki, ani kule nie były przeszkodą do radości i tańców. Wszyscy byli sobie bliscy, życzliwi. Nie było różnic wieku, od najmłodszych /9 lat/ do najstarszych 80 i trochę... Zawsze uśmiechnięty jak słoneczko Wojtuś dzielnie pomagał w stołówce przy posiłkach. Chętnie stawał przy niesprawnych, zawsze delikatny. Nasi Opiekunowie wykazywali dużo hartu pchając wózki inwalidzkie po nadmorskim piachu, do autokaru, przez las czy do pokoju na piętro. I choć pot nieraz spływał im z czoła, nie było zgrzytów, nieporozumień.
Jesteśmy Rodziną i o jest piękne. Dzielimy się tym, czym zosta;iśmy obdarzeni. Uczymy się jak żyć w radości, na przekór naszym słabościom!

Zaprzyjaźnione strony