Nadeszła pora tupania nogą

Katarzyna Bystra
Prześwit 3(7)/2004

2018-01-29 23:59:44

Jak wygląda Twoja codzienność? Na to pytanie z pewnością wielu z nas odpowie: "Praca, dom, rodzina, obowiązki... Nigdzie nie mogę zdążyć. Bliscy mają do mnie pretensje, że nie mam dla nich czasu. A ja przecież wciąż gdzieś się spieszę". Chciałoby się zaprzeczyć, stwierdzić, że te słowa to tylko marudzenie, a fakty są zupełnie inne. Ale niestety - tak zazwyczaj wygląda nasza codzienność.

Mówiąc o wypoczynku, możemy użyć stwierdzenia, że jest to czas oderwania się od codzienności. "Oderwać się" - ileż w tym wyrażeniu dynamiki, wręcz desperacji. Odrywając się od czegoś, używamy siły; może się to wiązać nawet z bólem. I niejednokrotnie takie właśnie stany towarzyszą współczesnym pracoholikom przy podejmowaniu decyzji o wypoczynku. Na szczęście młodość uczniowska czy studencka (wieczna młodość niepełnosprawnych) rządzi się innymi prawami, a planom dotyczącym wypoczynku towarzyszy zwykła radość, spontaniczność i podekscytowanie.

Gdy słońce zaczyna mocniej przygrzewać, a swetry zostają w domu, większość z nas odczuwa swoisty bunt podświadomości, która aż uderza w odpowiedzialność i obowiązkowość, by chwilowo zeszły na drugi plan. Bo choć minęły już zimowa depresja i wiosenne zmiany nastrojów, my wciąż czujemy się zmęczeni, jakby zakurzeni warstwą mniejszych czy większych kłopotów i niepowodzeń. Czasem zdarza nam się wolne popołudnie, ale nie potrafimy go wykorzystać. Wtedy zwykle siadamy przed telewizorem (narzekając, że nie ma nic ciekawego), z góry zakładając, że nie warto zaczynać dobrej lektury (która leży na nocnej szafce już od pół roku), bo nie będzie czasu na jej dokończenie. Może chciałoby się pójść do lasu czy nad rzekę, ale samotnie? Spróbować namówić znajomych? - zwykle nie mają czasu. I tak mijają maj i czerwiec, aż nadchodzą wakacje. A teraz już pojawia się rozdrażnienie z powodu braku możliwości choć kilkudniowego wyjazdu. A mogłoby być tak pięknie...

Mazury. 10 dni w kajaku, 10 nocy w namiocie. Obiady gotowane na ognisku, czekanie wraz z najwytrwalszymi na wschód słońca. Ileż zabawy, psikusów i żartów. Tu nie ma miejsca na barierę: sprawni - niepełnosprawni. Po latach przyznajemy, że ówczesne spływy kajakowe były nie do końca rozsądne, lecz z drugiej strony wiemy, jak wiele niezapomnianych wrażeń pozostawiły one w sercach uczestników. Niektórzy nie dowierzają takim opowieściom: przecież to niemożliwe, aby osoby poruszające się na wózkach inwalidzkich pływały w kajakach, spały pod namiotami, chodziły wraz z wczasowiczami na letnie koncerty i dyskoteki, czy śpiewały nad zalewem w otoczeniu tańczących, przygodnych klientów knajp. A dlaczego nie?

Góry. A może by tak wjechać na Kasprowy Wierch? Temperatura sięga zera stopni, niektórzy turyści mają czapki i rękawiczki, a my robimy sobie pamiątkowe zdjęcia i cieszymy się na gorącą herbatę. Morskie Oko - ale jazda! Pchanie wózka inwalidzkiego przez 7 czy 9 km pod górę, a potem zjeżdżanie, to wyczyn dla zgranej ekipy, nie dla jednego opiekuna. Ale za to jak pełne satysfakcji jest wieczorne zmęczenie... Dla bohaterów takiej wyprawy, sprawnych i niepełnosprawnych, to drobne wzniesienie oznacza prawie tyle samo, co wejście na Rysy.

Morze. Dla niektórych jest nudne. I tylko piaskowi leniwcy - a i takich nie brakuje wśród niepełnosprawnych - z utęsknieniem wyglądają nadmorskich plaż. Ale i tu można doskonale zorganizować sobie wypoczynek.

A zatem, co takiego jest w wypoczynku, że "wyrywamy się" do niego z naszej ważnej (choć dla niektórych także monotonnej) codzienności? Sądzę, że chodzi tu przede wszystkim o znalezienie się w nowym otoczeniu. Mogą być ci sami ludzie, ale inny świat wokół nas sprawia, że inaczej wszystko postrzegamy. Nasze uszy otwierają się wówczas na śpiew ptaków, oczy dostrzegają śmieszny kształt kamieni i wielobarwność zieleni, nos chłonie niewyczuwalne dotąd zapachy lasu i wody; nawet asfalt pachnie inaczej. I ludzie są jakby inni. Samo nastawienie: "Na wakacjach trzeba się wyluzować" sprawia, że rzadziej wpadamy w konflikty, bagatelizujemy pewne zachowania, które teraz raczej nas bawią, choć w domu pewnie by irytowały. Łatwiej zapominamy o troskach i kłopotach, oddychamy pełną piersią i pozwalamy sercu roześmiać się z dziecięcą spontanicznością. Bywa, że znów chce nam się tańczyć w kałuży, w deszczu, lub rzucać klapkami na odległość przez rzekę. I bardzo dobrze. Wypoczynek jest po to, aby trochę zdziecinnieć! A jeśli nawet niepełnosprawni nie uczestniczą bezpośrednio w naszych szaleństwach, to obserwują nas radośnie klaszcząc w dłonie. A przez następne lata z przejęciem o wszystkim opowiadają.

Czas naszego wypoczynku to również często nasz jedyny czas dla Boga. Dla Niego bowiem także nie potrafimy wygospodarować na co dzień choćby kwadransa. Wielu z nas w trakcie wakacji przeznacza kilka dni na rekolekcje. Regularny sen, stałe posiłki - zjadane przy stole, a nie w biegu - to wszystko ma wpływ na nasze dobre samopoczucie. I teraz już nie kwadrans, ale całe godziny znajdujemy na kontakt z Ojcem. Ładowanie akumulatorów? Z pewnością tak, ale przedtem ich opróżnianie - z niepotrzebnych przywiązań, nawyków, emocji. Przypomnienie sobie sensu naszego życia. I rachunek sumienia: jak służymy, za co wielbimy, dlaczego czcimy? Dopiero potem napełnianie się na nowo wiarą, nadzieją, miłością. Codzienny hałas, nie tylko fizyczny, ale przede wszystkim duchowy, nie pozwala skupić się na sobie, dlatego wykorzystujemy każdą chwilę panującej tu ciszy. Nie ma nudy, bo tego wewnętrznego spokoju potrzebowaliśmy najbardziej. A podczas powrotu do domu znów chce nam się krzyczeć: "Życie jest piękne!".

Bywa i tak, że mimo najszczerszych chęci nie będziemy mieli możliwości wyjazdu na obóz z przyjaciółmi, zabraknie także samozaparcia lub charyzmatu ostatniej chwili do zorganizowania wyjazdu i nie odważymy się rzucić wszystkiego dla rekolekcji. Wtedy pozostaje jedno: tupnąć nogą na koleżankę i zmusić ją do wspólnego opalania się w ogrodzie; znaleźć nianię dla dziecka i wyrwać się na nocny seans do multikina; wraz z przyjaciółmi, całymi rodzinami wybrać na zwiedzanie np. zamku w Ogrodzieńcu czy Bobolicach. A może wspólna wyprawa na basen lub nad okoliczną rzeczkę? Można też naprędce zorganizować sentymentalny wieczór przy ognisku. Iluż ciekawych rzeczy dowiadujemy się wtedy o naszych znajomych i przyjaciołach. Raptem okazuje się, że znamy te same piosenki, bawią nas stare dowcipy. Jednak, aby tak stało, w gronie przyjaciół musi się znaleźć choć jedna szalona osoba, tupiąca nogą, która bez trudu rozpali ogień w innych, równie szalonych, ale jakby bardziej zakurzonych sercach.

Doba składa się z nocy i dnia. W życiu musi być czas na pracę, ale i czas na odpoczynek. Powinniśmy więc dbać o to, aby rozsądnie podzielić proporcje między jednym a drugim. Dlaczego? Aby się nie spalić, nie zmęczyć, żeby jeszcze nam się chciało chcieć. Owszem, łatwiej się odbić się od dna, by wypłynąć na powierzchnię wody, ale czy musimy zwlekać aż do chwili, gdy osiądziemy na dnie? A jeśli stamtąd także nie będzie nam się chciało ruszyć w górę? Jeżeli okaże się, że nasze serce jest już tak ciężkie od zniechęcenia codziennością, chorobą, niepełnosprawnością, czy nawet bliskimi, że nie potrafi wyrwać się z bagna własnych negatywnych emocji i uczuć? Wówczas ani sami siebie nie będziemy umieli uratować, ani innym na to nie pozwolimy, bo we wszystkich będziemy widzieli wrogów.

A zatem zwłaszcza teraz, w okresie letniego wypoczynku, zadbajmy o to, aby widzieć naszych bliskich w innym świetle i przypomnieć sobie, dlaczego dzielimy się z nimi swą codziennością. Dajmy sobie samym szansę na oczyszczenie serca i przybranie go świeżymi kwiatami. One zwiędną, ale zanim to nastąpi, będą cieszyć nas i innych swoim pięknem. I zostawią po sobie wspaniałe wspomnienie.

Skorzystajmy więc z tego lata: pójdźmy na spacer i nazbierajmy polnych kwiatów, aby od dziś przypominały nam, że nadeszła pora tupania nogą...

Zaprzyjaźnione strony